niedziela, 16 września 2012

HOPE MA 7 MIESIĘCY - WYNIKI SZKOLENIA KLIKEROWEGO

   Hope ma 7 miesięcy. Mam go od 3 miesiąca jego życia, a szkolę od 4 miesiąca.
    To, co jest w tym filmiku, dokonaliśmy bez pomocy profesjonałów. :) 


    Chyba nieźle, zważywszy na moją dużą spastyczność - niekontrolowane napięcie mięśni.


sobota, 28 lipca 2012

SĄSIEDZI

Hope jest z reguły nie ufny w stosunku do obcych, (pomijam tu ogromny nasz problem – ''ściganie'' idących w przeciwnym kierunku ludzi. Odkąd mam Klikera trochę łatwiej mi nad tym zapanować.) szczególnie, kiedy ktoś zwraca na niego nadmierną uwagę; woła go, albo probuje pogłaskać. On musi sam zrozumieć i poczuć, że ten człowiek jest przyjazny. Ale podoba mi się jak Hope traktuje naszych sąsiadów na wózkach, których jest w naszym bloku większość. Podchodzi do nich przeważnie tylko ze mną, obwąchuje i... niektórym czasem liźnie rękę. Dziś zauważyłam, że szczególnie upodobał sobie Lary'ego. Podszedł do niego sam, zaczął lizać mu niesprawną dłoń i dał się pogłaskać. Nic w tym dziwnego, bo to bardzo dobry człowiek. Inną sąsiadkę na wózku liznął w bosą stopę. Większość tutejszych mieszkańców okazuje Hope'owi dużą sympatię. A oswajałam go najpierw z Kery – młoda kobieta z MPD na wózku mieszkająca na parterze. Kiedy trzymałam go na kolanach, prosila mnie o pozwolenie pogłaskać, potem kiedy podrósł i nie da już tak szybko się złapać, nauczyłam go stania na tylnich łapach i stojac ze mną przy jej wózku, sięgał po smakołyk w mojej ręce, by Kery mogła dotknąć bardzo niesprawnymi rękami jego mordki. Mój mały terapeuta o WIELKIM sercu!

SPRZĄTANIE

Jak już pisałam, długo przerażało mnie, sprzątanie po Hope'ie na dworze. Najpierw robiłam to nogą, ale to było wygodne tylko czasami. Jakiś czas temu nauczyłam się sprzątać jak wszyscy (no, większość...) zdrowi właściciele psów. Czyli wkładam prawą dłoń do zwykłego plastikowego woreczka, lewą ręką trzymam się wózka (pasa już na spacerach nie używam), nachylam się, staram się wyprostować palce, biorę ..., prostuję się i drugą ręką odwracam worek na lewą stronę, zawartość zostaje w środku. Od dłuższego czasu nie potrzebuję pomocy Mamy do wyjść z Hope'em. Dla mnie to niesamowite osiągnięcie! Ale jednak sprawy pielęgnacji; czesanie, mycie łap i mordki należą do Mamy, bo boję się zrobić mu krzywdę.

KLIK = SMAKOŁYK

Tydzień temu Moja Olesia kupiła w psi-kocim sklepie takie małe coś, co się nazywa Kliker. Tak zacząłem poważne szkolenie. Kliker Olesia ma ciągle na szyi. Wydaje on dźwięk, którego moje ucho nie może z niczym pomylić. Szybko zrozumiałem, że Kliker zawsze ''mówi'', kiedy robię coś dobrego, albo mnie woła, kiedy (ale to tak między nami, psami) zajęty penetrowaniem tylko mnie znanych zakamarków, ''nie słyszę'' głosu Olesi. Po jednym lub kilku klikach (zależy od tego, co robię) obowiązkowo dostaję od Olesi smakołyka. W praktyce to wygląda tak: biegnę przez chwilę przy wózku – częste klikanie – smakołyk. Idę przy wózku spokojnie – rzadkie klikania – smakołyk. Idąc spojrzałem na Moją Panią – klik – smakołyk. Usiadłem przy wózku – klik – smakołyk. Ostatnio nauczyłem się w ten sposób przynosić jej piłkę. Kiedy rzucała, a ja podbiegałem do zabawki słyszałem – klik i dostawałem smakołyk. Kiedy brałem piłkę do zębów, Olesia klikała i dawała mi smakołyk. A kiedy podchodziłem z piłką w zębach, Kliker wraz z Olesią byli wprost zachwyceni i sowicie mnie nagradzali. Teraz przynoszę piłkę, gdy tylko ona ją rzuci. A dziś próbowaliśmy komendy ''ciągnij'' tzn. pomagałem Mojej Pani ściągnąć jeden rękaw. 

piątek, 13 lipca 2012

W RYTMIE WALCA

Właśnie nauczyłam Hope'a nowej sztuczce - obrót wokół własnej osi w rytmie walca angielskiego!!!

niedziela, 8 lipca 2012

NAJMNIEJSZY TERAPEUTA ŚWIATA

Uważa się, że tylko duże i specjalnie wyszkolone psy mogą być terapeutami. Hope z hukiem obala tą teorię! Opieka nad nim, to fizjoterapia, bo: trzy razy dziedzinie muszę samodzielnie wsypać mu karmę do miseczki, którą trzymam na kolanach, potem wziąć ją za brzeg, nisko się schylić i postawić na podłodze, [Na początku nie mogłam postawić nie wysypać przypadkiem połowy jej zawartości. Teraz wysypuje mi się coraz rzadziej] jeśli Hope się ociąga z jedzeniem, to muszę znów się pochylić, wyjąć z niej kilka ''orzeszków'' i położyć koło jego mordki. Dzięki temu poprawiła się koordynacja moich ruchów. Ile razy jem posiłki w drugim pokoju, Hope po kolei przynosi wszystkie swoje zabawki, [ma ich 10] które muszę potem zbierać, 10 razy się schylając i zawożąc je do naszego pokoju – dobry sposób na pozbycie się brzuszka. Tak samo ze zbieraniem mokrych gazet i rozkładaniem czystych, choć Hope coraz rzadziej sika w mieszkaniu. Aby nauczyć Mojego Kudłaczka nowych komend, powinnam zejść na podłogę. Blokuję wtedy wózek siedząc naprzeciwko łózka. Opieram się rekami o łóżko i klekam przy nim. Następnie siadam, odblokowuję wózek i zaczynamy trening; siad – moja dłoń nad głową szczeniaka, podaj łapę – zaciśnięta dłoń ze smakołykiem na poziomie barków Hope'a, down – dłoń wskazuje na podłogę, skacz [albo: Up!Czyt. Ap!] - dłoń ze smakołykiem wskazuje na drugą stronę mojej wyprostowanej nogi. Chodzenie na smyczy też daje nam obojgu dużo – Hope uczy się, że ma nie ciągnąć, [z tym akurat ma jeszcze spore problemy] a ja muszę wyczuwać, kiedy mogę poluzować smycz, a kiedy trzymać go tuż przy kole, ale bardzo uważać na jego łapy. No i oczywiście to, co oboje uwielbiamy, czyli ''zabiegi relaksacyjne i masaże'' przed snem. To jest nasz swoisty rytuał – obcowanie człowieka z psem – bez słów, poprzez szepty, gesty i pieszczoty. Wygląda to tak: Kiedy gramolę się z wózka na łóżko, Hope już wygląda ze swojego legowiska, choć sekundę przed spal sobie w najlepsze. Jak tylko zwalniam blokadę i odsuwam wózek, wskakuje do mnie i oblizuje po kolei wszystkie moje palce [kiedy skończy z jednym, kładzie na nim łapę tak, jak by liczył] skupia się przy tym na najbardziej na spastycznych miejscach. Kiedy go głaszczę palce mi się prostują. Hope kładzie głowę na poduszce przy mojej twarzy i oboje zasypiamy, czując wzajemne ciepło.

Dziś poraz pierwszy na spacerze odpięłam mu smycz i puściłam pobiegać. Nie do wiary, co już potrafią moje ręce!!!!!!!!! To oznacza, że może już nie będziemy potrzebowali do tego Mamy. Nawet zrobiliśmy jedno kółko dookoła domu i specjalnie go nie wołałam, a on nie odbiegał za daleko. Kiedy ''pilotem'' otworzyłam drzwi wejściowe, wbiegł natychmiast. Do windy tak samo. Oczywiście w domu dostał w nagrodę smakołyk. JESTEM Z NAS TAKA DUMNA!!!

wtorek, 3 lipca 2012

LEKCJA SALSY, CZYLI CHCEMY SIKU

W niedzielę rano, na spacerze po moim ulubionym trawniku, zobaczyłem coś... Znajdowało to coś w kilku metrach od nas z Olesią, było srebrne... {szare, Hope, szare... :)} Nie! Srebrne! Jak mój tata! I puszyste, jak ja, ale mniejsze ode mnie. Moja pani powiedziała, że to wiórka... {wiewiórka, Hope! :)} oj, tam, wiórka, czy wiewiórka, nie wielka różnica – małe i puchate, ale i tak nie chciało się przywitać, czmychnęło na najbliższe drzewo, a my poszliśmy do domu. Po południu pojechaliśmy w bardzo dziwne miejsce, gdzie zebrało się wielkie stado ludzi i było bardzo głośno od muzyki. Kilku ludzi stało pośrodku tego stada i pokazywało, jak się przebiera łapami, zupełnie, jak ja, kiedy chce mi się siku. Olesia powiedziała, że to była lekcja salsy. Nie rozumiem, po co tego uczyć? Moje łapy same to robią! A jeszcze powiedziała, że w Polsce na takich imprezach ''wzbudzała sensację'', [co to znaczy, też nie rozumiem] a tutaj ludzie zwracali uwagę na mnie, [niektórym nawet podałem łapę na powitanie, bo jestem słodki.] i uśmiechali się do niej, a ten, który uczył przebierania łapami, podszedł i powiedział, że podoba mu się, jak się rusza! 



CHWILA GROZY

Wczoraj mieliśmy chwilę grozy. Jak zwykle, po jedzeniu poszliśmy na spacer koło domu. Czekałam na ''coś grubszego'', ale wyglądało na to, że Hope zrezygnował, więc powędrowaliśmy trochę dalej, niż dotychczas. Zapowiadała się bardzo przyjemna przechadzka, aż tu nagle mój kochany Hopuś zrobił mi niespodziankę... W pobliżu było drewniane ogrodzenie, na które [oceniwszy, że pomiędzy jego szczeblami szczeniak nie przedostanie na drugą stronę] narzuciłam pętlę smyczy i zaczęłam [zerkając co chwila na tego wiercipiętę] zbierać... poraz pierwszy ręką, na którą założyłam woreczek foliowy. Nie doceniłam szczenięcy umysł, bo dla chcącego, nic trudnego.
Spojrzałam i zamarłam; smycz była po tej stronie płotu, a ten urwis po tamtej!
Hope, nie mogąc się doczekać, aż skończę sprzątać, postanowił sprawdzić, co takiego jest po drugiej stronie ogrodzenia i wylazł pełznąc jak partyzant pod ogrodzeniem. W głowie panika: Co robić? Ale nie mogę mu pokazać, że jestem przerażona, bo zacznie się szarpać i piszczeć. Spokojnie więc podjechałam mówiąc do niego jak gdyby nigdy nic, a w głowie kolejna myśl; zdejmę pętlę, niech sam się ratuje, ale może wybiec na parking i wystraszy się, i jeszcze myśl; jechać na drugą stronę podwórka, gdzie są nasze okna i wołać Mamę, ale... co, gdyby Jej nie było? Zdjęłam pętlę i wskazując ręką na ziemię, spokojnie powiedziałam: ''down''. Pierwszej komendy nie usłuchał, więc powtórzyłam. Szarpnął się raz, ale pociągnęłam smycz w dół i Hope z łatwością przeczołgał pod płotem na moją stronę. Pochwaliłam go i z ulgą wróciliśmy do domu.

piątek, 29 czerwca 2012

PSI LIST

Dziś dostałem... Prawdziwy list! Aż z Seattle w Stanie Waszyngton USA! Olesia, przy pomocy Alexa zamówiła o tu http://www.luckypet.com/ dla mnie specjalny srebrny medalik z moim i Jej [jako właścicielki] imieniem, i nazwiskiem oraz naszym adresem. Jeśli się zgubię, będzie łatwiej mnie zwrócić Olesi. Ale ona mówi, że to bardzo źle, być zaginionym. 

Fajny mam medalik?

poniedziałek, 25 czerwca 2012

ŻÓŁWIK, CZYLI PODAJ ŁAPĘ

Przedwczoraj nauczyłam Hope podawać łapę! Próbowałam przedtem, ale nam nie wychodziło. Wczoraj przeczytałam, jak to zrobić na rosyjskojęzycznej stronie internetowej dot. szkoleń psów. Wyglądało to tak; zeszłam z wózka na podłogę, żeby być na jednym poziomie z Hope'em, usiadłam po turecku, a maluch był natychmiast przy mnie [lubi, kiedy jestem z nim na podłodze]. Wyciągnęłam ze specjalnej torebki, którą przyczepiam do paska spodni na czas treningów, smakołyk w kształcie serduszka i zacisnęłam w prawej, bardziej spastycznej dłoni. Powiedziałam ''siad'' i Hope zaraz usiadł, ale... tylko na sekundę. Potem kładł się, i chodził dookoła mnie, próbując nosem otworzyć moją dłoń itp. więc powtórzyłam komendę: ''siad'' kiedy usiadł i uspokoił się, powiedziałam: ''daj łapę'', trzymając pięść na poziomie barków szczeniaka, znów zaczął operować nosem, ale po kilku: ''daj łapę'', nieśmiało uniósł łapę i dotknął mojej pięści. Natychmiast musiałam choć trochę rozprostować zaciśnięte palce, dać mu smakołyk. Powtórzyliśmy tę komendę kilka razy. Wczoraj połączyłam aż trzy komendy: Siad + podaj łapę + down. Hope wszystko to wykonał bezbłędnie!

Moja zaciśnięta dłoń [żółwik] na poziomie barków Hope'a i dotknięcie [przybicie piątki] jego łapy, co może być piękniejszego?!

NASZE RÓŻNOŚCI

Sam się zapakuję ;]
Suszymy się
Pierwsze ''coś grubszego'' zebrane własnoręcznie, eee, własnonożnie!

wtorek, 19 czerwca 2012

SAMODZIELNOŚĆ

Wczoraj zebrałam po raz pierwszy  samodzielnie ''coś grubszego'' Hope'a na spacerze!!! Przedtem, jeśli załatwił się kiedy byłam z nim sama na zewnątrz, wołałam Mamę przez okno [mieszkamy na drugim piętrze] żeby zeszła i zebrała. Ale wczoraj i dziś zrobiłam to sama. Wyglądało to tak:
Narzuciłam pętlę [nowo kupionej, nieco dłuższej] smyczy na słupek ogrodzenia koło domu i zaczęłam zbierać... Rękoma zebrać nie mogę nic, ponieważ, kiedy wyjeżdżam na dwór, jestem przypięta do wózka, więc się nie schylę, ale rozpracowuję inny sposób. Położyłam woreczek foliowy bardzo blisko tego grubszego tak, żeby brzeg worka był na ziemi i... wepchnęłam to czubkiem buta do środka. Udało mi się!!! Jestem z siebie bardzo dumna!!!!!!

PRZYWIĄZANIE

Wczoraj kupiłyśmy dla Hope'a coś wyjątkowo smacznego. Bardzo twarde psie paluszki z mięsnym nadzieniem. Tak bardzo mu zasmakowały, że przez kilkanaście minut nie mógł się od nich oderwać. A ja postanowiłam sprawdzić jego reakcje na chwilę swojej nieobecności, wyjeżdżając z mieszkania na korytarz. Zdążyłam tylko przejechać przez próg, Hope natychmiast zostawił najsmaczniejszy kąsek, jaki jadł do tej pory i rzucił się za mną w pościg. Innym razem zjechałam na dół, sprawdzić skrzynkę pocztową, w mieszkaniu była Mama. Kiedy wróciłam, powiedziała, że Hope bardzo skomlał i nie dał się uspokoić nawet smakołykiem. To wielkie przywiązanie, czy wielka chęć kontroli? Chyba i to, i to.


TANIEC

14 czerwca Hope skończył 4 miesiące. W tym dniu zaczęłam go uczyć tańca. W lot chwyta o co mi chodzi, ale musimy ciągle powtarzać. Wygląda to tak: Włączam tą samą melodię i siedząc na wózku schylam się tak, by dłoń z lekko zaciśniętym w niej smakołykiem była na poziomie jego mordki i zaczynam w takt muzyki przemieszczać rękę w raz w jedną, raz w drugą stronę, tak, by Hope zrobił tylko trzy kroki. Dzisiaj i wczoraj kilka razy wystarczyło, żebym bujała się w prawo/lewo, a on robił te trzy kroki. Czekają nas trudniejsze figury; chodzenie na tylnich łapkach [to już Hope potrafi doskonale] w takt muzyki, chodzenie ''na siebie'' w przód i w tył, obroty itd. Na razie jednak musimy opanować Krok Podstawowy. Po każdej dobrze wykonanej serii kroków daję mu malutką kostkę ulubionego smakołyku i mówię, że jest DOOOBRYYY!

czwartek, 14 czerwca 2012

Szczenięce szczęście

Po polowaniu ;]
Na pierwszym dużym spacerze
Karma Hope'a
''Pieluchy'', których używał Hope na początku.
Wreszcie mój!

Wierny stróż moich snów

wtorek, 12 czerwca 2012

SATYSFAKCJA

Do niedawna marzyłam o psie asystencie. W rachubę wchodził tylko Golden Retriever. Zrobiłam sobie wtedy tabelkę plusów i minusów posiadania od razu wyszkolonego psa w porównaniu do zakupu szczeniaka:

PLUSY:
1. Kiedy zostanę bez Mamy, wyszkolony Golden Retriever będzie bardzo pomocny.
2. Jako pies asystent będzie wszędzie wpuszczany razem ze mną.
3. Będzie miał dobrą renomę fundacji, która szkoli takie psy w British Columbia. Jak samochód dobrej marki.

MINUSY:

1. Znajoma mówiła, że fundacja od czasu do czasu sprawdza, jak jest utrzymywany pies. Jeśli czegoś mu brakuje, to może go odebrać, bo jest on ich własnością.
2. Kiedy dochodzi do spotkania zapoznawczego z psem, to [prawdopodobnie, ale nie jestem pewna,] ma już on rok, półtora. A ja uważam, ze łatwiej wychować każdą rasę od szczeniaka.
3. Nie wiem według jakich zasad oni oceniają, czy pies do mnie pasuje, bo przecież musi on, tak jak nie znajomy człowiek ''osłuchać się'' z moją mową, żeby mnie rozumieć. Tu + dla szczeniaka, którego sama też mogę czegoś nauczyć.
4. Cena szkolenia jest prawie taka jak szczeniaka Golden Retrievera - od 400 do 500 dol. [ale są i po 700.]
5. Jeśli nas deportują, to psa z fundacji na pewno już mi odbiorą. O kupionego mogę walczyć.
6. Aby otrzymać wyszkolonego Goldena trzeba mieć obywatelstwo kanadyjskie.

Kiedy dowiedziałam się, że manager naszego domu wymaga, aby większe psy miały certyfikat specjalnego szkolenia, albo były tzw. torebkowe, zaczęłam szukać psa małej rasy. Dowiedziałam się, że w Kanadyjczycy lubują się w krzyżówkach małych ras z Miniaturowym i Toy Pudlem, krzyżówki te w Polsce i w Europie są mało znane. Obejrzałam więc setki ślicznych maluchów; Maltipoo, Cavapoo i innych http://riversidepuppies.biz/ , jednak wolałam mieć jedną ''czystą'' rasę, bo łatwiej jest opanować wychowanie, kiedy wiesz [z książek] czego możesz się po niej spodziewać i od niej wymagać. No i trafiłam na ogłoszenie o sprzedaży szczeniaków Srebrnego Toy Pudla. I tak pojawił się w naszym z Mamą życiu Hope.
Ani trochę nie żałuję, że Hope to Pudel, a nie Golden, bo mam ogromną satysfakcję zdobywając doświadczenia w jego wychowaniu i kiedy widzę nasze wspólne postępy.
Przez pierwsze kilka tygodni musiałam mieć oczy dookoła głowy. Żeby nic nie gryzł [oprócz swoich zabawek], żeby widzieć, gdzie się załatwił i natychmiast posprzątać, żeby nie podchodził pod wózek, bo to bardzo dla niego niebezpieczne.
Staram się wszystko kontrolować, obserwuję jego zachowania i reakcje, szukam jak najwięcej informacji o tej rasie w internecie. Karmię go trzy razy dziennie, jeśli nie chce jeść, to miska z jedzeniem odlatuje. Rano i wieczorem wychodzę z nim na smyczy, w południe wychodzimy razem z Mamą, która pomaga mi odpiąć smycz i puścić go, żeby się wybiegał i wyszalał koło domu. Uwielbiam patrzeć w ciemno orzechowe z brązowymi obwódkami i czarnymi długimi rzęsami, mądre oczęta.

''FFFE''! CZYLI NIE WOLNO

To bardzo dziwne, ale kiedy robię coś, co lubię, Olesi się to nie podoba i mówi ''FFFE'', to znaczy niewolno!
Kiedy załatwię się gdzie indziej poza jednym kątem w pokoju Olesi, jest FFFE!
Kiedy chcę tylko powąchać miski z jedzeniem Linki, (o niej później.) które tak smacznie pachną i kiedy ją gonię, bo chcę się bawić, jest o dziwo, też FFFE!
Kiedy wezmę do zębów (szczególnie na spacerze) cokolwiek innego, niż własna zabawka albo własne jedzenie, jest FFFE!
Kiedy wyrywam kwiatki z klombu koło domu jest FFFE! Ale nic nie poradzę, że rosną akurat tam, gdzie ja biegam i aż się proszą do zębów!
Kiedy wyję i szczekam z tęsknoty za Olesią, zamknięty sam w pokoju, jest FFFE! Nie lubię wyć, ale nie moge się powstrzymać, dołuje mnie samotność, a poza tym, jeśli wycie jest FFFE, to po co mnie zamykać? Nie rozumiem tego! Zdecydowanie za dużo jest tych Fffe!



Po przerwie

Długo nie pisaliśmy, ale sporo się wydarzyło... Przez dwa tygodnie musiałem chodzić na spacery z Mamą. Na początku nie rozumiałem, dlaczego, ale teraz już wiem, że Olesia była chora. A być chorym oznacza kichać i kasłać. Na szczęście teraz już jest dobrze, bo to żadna frajda rozstawać się z Moją Panią, choć by na chwilę. Nie znoszę tego! Za kilka dni będę miał 4 miesiące, a już dużo umiem... Olesia nauczyła mnie takich komend jak: siad, (to znaczy tylnie łapy zgięte, przednie wyprostowane), down czyt. daun - (tylnie łapy pod siebie, (rozjeżdżają mi się) przednie wyciągnięte przed siebie) up czyt. ap – (wstać na tylnie łapy i zrobić kilka kroków), potrafię też na komendę wskoczyć na niską półkę a stamtąd na kolana Olesi. Oczywiście za każdą sztuczkę dostaję jakiś psi smakołyk. Dostaję smakołyk, kiedy przybiegam na jej zawołanie. Coraz lepiej też biegnę na smyczy przy lewym kole wózka Mojej Pani.
Kilka dni temu przyjechała moja była pani i zabrała mnie na strzeżenie, a kiedy wróciłem, Olesia i jej Mama z trudem mnie rozpoznały, ale spodobała im się moja nowa fryzura. Głowę, i tułów mam obcięte na krótko, sierść na łapach wygląda, jak bym był w długich spodniach, a ogon jest nietknięty. Czyż nie wyglądam elegancko?
Dziś byliśmy na szczepieniu. W poczekalni zobaczyłem dużo różnych psów i dwa koty. Te ostatnie chyba bardzo zle się czuły, bo nie chciały z nikim się witać. Psy rozmawiały ze sobą o życiu, o tym jakie miejsce jest najlepsze do biegania, a które należy omijać szerokim łukiem, bo atakują kojoty. Ja z reguly jestem nieśmiały, więc obserwowałem wszystkich siedząc na kolanach Olesi. Potem zawołał nas weterynarz. Do gabinetu wjechaliśmy razem z Olesią, Mama została w poczekalni. Weterynarz ostrożnie wziął mnie i postawił na stole. Natychmiast usiadłem, tak, na wszelki wypadek... bo Olesia patrzyła nam na łapy. Potem zapytał Moją Panią, czy mam na imię Hope, wyjął jakąś kartkę i coś napisał, następnie mnie zważył. Okazało się, że ważę aż półtora kilograma! Wyobrażacie sobie?! Potem weterynarz sprawdził mi zęby, oczy i zajrzał do każdego ucha, pomacał głowę, żebra, plecy i brzuch, i coś dopisał na kartce, po czym coś psiknął mi w nos i dał smakołyk, a kiedy go jadłem zrobił mi zastrzyk. Powiedział, że jestem zdrowy i że po szczepieniu mogę zasnąć, ale ja byłem pełen energii, jak zawsze. 


czwartek, 17 maja 2012

PODRÓŻUJEMY

Dziś jechałem po raz pierwszy metrem. Jeszcze to się nazywa Sky Train. To taki autobus, tylko baaardzo długi i bez kierowcy. Byłem oczywiście na kolanach Olesi, a obok była Mama. Potem pojechaliśmy do jakiegoś domu, które się nazywa Biuro Pośrednictwa Pracy, gdzie moje panie rozmawiały z podobną do mnie, bo czarną kobietą. Po rozmowie obie były zadowolone i Olesia powiedziała Mamie, że się cieszy, bo rozumiała 90% z tego, co mówiła kobieta. Ja nie wiem, ile to jest 90% i po co ona szuka jakiejś takiej pracy, skoro ma mnie!? Stamtąd poszliśmy domu, który Mama nazwala bankiem i znowu wątpiła, czy mnie wpuszczą, ale bez problemu wpuścili. W banku jakiś pan dał Mamie kilka zielonych papierków. Ciekawe, jak smakują...

środa, 16 maja 2012

NAUKA

WITAJCIE

Do tego, co napisał Hope, mogę dodać tylko, że większość ludzi powinna uczyć się miłości, tolerancji i wybaczania od takiego malutkiego stworzenia, a przecież jego NIKT tego nie uczył! Pokochał mnie bezwarunkowo, akceptuje mnie taką, jaka jestem. Cierpliwie znosi moją bardzo nieudolną troskę. Kiedy stawiam miskę Hope'a na podłogę, ciągle rozsypuje mi się karma, potem chodzi i zbiera. Jest nauczony załatwiać się na specjalne samoprzylepne serwetki, kilka z których dostaliśmy w wyprawce, [w opakowaniu wyglądają, jak pampersy] rozłożyłyśmy na podłodze w moim pokoju i on wie, że może to robić tylko tam, ale wypadki twardszej roboty pomiędzy serwetkami, często jeszcze mu się zdarzają. Sprzątam po nim papierowymi ręcznikami, które trzymam w palcach lewej, najsprawniejszej stopy. Na szczęście [i nieszczęście] nie robi tego twardszego na dworze, ale niedługo będę musiała wraz z nim brać ze sobą specjalne urządzenie dla czystości, bo nie dam rady zebrać tego woreczkiem siedząc na wózku, a tu obowiązuje czystość wszystkich właścicieli psów. Przyda się wtedy trzecia ręka... Brak barier architektonicznych NIESAMOWICIE UŁATWIAJĄ ŻYCIE nam obojgu! Uczymy się siebie nawzajem. Hope wydaje się taki kruchy, że boję się zrobić mu krzywdę moimi spastycznymi rękami, ale działa na mnie rozluźniająco. Gdy go głaskam prostują mi się palce, schylanie się z miską, zejścia z wózka na podłogę i spacery też mnie usprawniają. W mieszkaniu nie odstępuje mnie na krok, ignorując polecenia Mamy, choć to Ona mu zakłada specjalne szelki ze smyczą, daje wodę [ja rozleję.] czesze go, głaska i czasami chodzi razem z nami na spacer. Hope więc daje mi o wiele więcej, niż ja jemu!

wtorek, 15 maja 2012

FILMIK ZE SPACERU

WITAJCIE W NASZYM DOMU!





POWRÓT

No i wróciłem! Trzy dni temu pożegnałem się z rodzicami i poszedłem w świat... Moja pani Wendy zawiozła mnie do nowej pani. Ma na imię Olesia i przemieszcza się na fotelu na kółkach, to się nazywa wózek i ma Mamę podobną do Mamy Wendy. Trochę tęskniłem za domem i nie chciałem jeść, ale trwało to krótko, bo od razu pokochałem Olesię, choć jest zupełnie inna, niż moja poprzednia pani. Jak już pisałem wcześniej, ma inne ręce, ale tak bardzo polubiłem jej pieszczoty, że bardzo często zasypiam na u niej na kolanach. Jest mi tak dobrze, jak bym był z rodzicami i moimi trzema braćmi!
Już na drugi dzień poszliśmy z Olesią na spacer, to znaczy ja jechałem na jej kolanach, zjechaliśmy windą na parter, potem drzwi wyjściowe same się przed nami otworzyły, ale Olesia trzymała mnie dopóki nie dojechaliśmy aż do trawy, a potem opuściła mnie w dół i poszedłem na smyczy. Po załatwieniu psich spraw, wzięła mnie z powrotem na kolana i pojechaliśmy do domu. Zdziwiłem się trochę, bo drzwi nie chciały nas wpuścić, ale Olesia miała w ręce coś, co przyłożyła do ściany, która pisnęła i drzwi usłuchały wpuszczając nas. W domu moja nowa pani nakarmiła mnie bez pomocy Mamy nasypując do miseczki karmę, choć widziałem, że robi to z dużym trudem. Często się bawimy piłeczką i innymi zabawkami. Olesia nawet czasami schodzi do mnie na podłogę, rozmawia ze mną, drapie po brzuszku, ale potem bardzo ciężko jej wrócić na wózek. Uwielbiam spać pod jej nogami, a jeszcze bardziej siedzieć pod wózkiem, ale nie rozumiem, dlaczego mi tego zabrania, mówiąc, że to niebezpieczne. Co prawda już raz jedna z czterech moich rozbrykanych łap przypadkiem trafiła pod koło... Zabolało, a Olesia bardzo się wystraszyła i nawet rozpłakała, ale to się stało w trakcie zabawy i natychmiast jej wybaczyłem i kilka razy liznąłem jej rękę. Teraz oboje jesteśmy ostrożni. Wczoraj poznałem przyjaciela Olesi i Mamy. Ma na imię Alex. W porównaniu do mnie był ogromny, ale chyba to dobry człowiek. Mama wyciągnęła mnie spod wózka, gdzie na wszelki wypadek się schowałem i podała jemu. Podniósł mnie wysoko, chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem mnie przytulił, mówiąc, że jestem ładny i prawie dorosły. Zaimponował mi! Potem majstrował przy wózku Olesi, ale mu pozwoliłem, skoro to przyjaciel...

Potem jechaliśmy autobusem. Mama wątpiła, czy mnie do niego wpuszczą, ale Olesia powiedziała, że na pewno tak, bo czytała, że małym pieskom można jeździć autobusami i metrem, o ile są trzymane w pojemnikach, torbach, albo po prostu na kolanach, a ja przecież grzecznie leżałem na jej kolanach. Kiedy autobus się zatrzymał, coś zapiszczało i wyszła z niego dróżka, po której wjechaliśmy do środka. Kierowca popatrzył na nas i... się uśmiechnął zapraszając na miejsce dla wózka, i pojechaliśmy do parku. Długo biegałem po łące do okola Mojej Olesi, która głośno się smiala. A Mama nagrała video z mojego maratonu.

sobota, 5 maja 2012

TO JA, HOPE

Cześć! Mam na imię Hope, to znaczy nadzieja. Nie wiem, dlaczego mam takie imię, ale moje panie i mój tata mówią, że niedługo się dowiem.

Niedawno byliśmy, prawie całą rodziną (tylko bez mamy) w bardzo ciekawym miejscu. Jechaliśmy samochodem, a potem młodsza pani niosła na rękach mnie, a starsza mojego tatę. Kiedy dotarliśmy do dużego domu, od razu wylądowałem na kolanach kobiety siedzący na jakimś dziwnym krześle, które się poruszało. Miała inne ręce, niż moje panie, ale było bardzo przyjemnie, gdy mnie głaskała. Potem wszyscy poszliśmy do pokoju z gazetami na podłodze i dwiema miseczkami. W innym pokoju położono mnie na jakieś okrągłe posłanko, było miękkie i takie wygodne, że aż zamerdałem ogonem z wrażenia. O czymś rozmawiali, a ja poszedłem obwąchać to i owo, ale niechcący zostawiłem ślad, moja młodsza pani od razu mnie złapała na ręce. Ale najstarsza z całego towarzystwa (chyba to jest mama kobiety na ruchomym krześle) powiedziała, że to normalne, bo jestem jeszcze mały. Wzięła mnie w swoje ciepłe ręce i powiedziała, że jestem kruchy.
Potem znów posadzono mnie na kolana tej drugiej. Głaskała mnie i mówiła moje imię. Ciekawe, skąd je znała? Mój tata patrzył na nią uważnie i trochę nieufnie, ale ja nawet nie pisnąłem, bo czułem, że muszę się przyzwyczaić... Wróciliśmy do domu, gdzie ja opowiedziałem wszystko mamie, a ona liznęła mnie w nos i wyszeptała:
- Bądź dla nich Nadzieją, synku!
A ja wiedziałem, że tam wrócę... 

 

wtorek, 24 kwietnia 2012

Oczekiwanie na... Nadzieję

Życie imigranta nie jest łatwe, szczególnie dla kogoś takiego, jak ja. No i dopadło mnie coś, czego istnienie zawsze negowałam – depresja, a raczej jej początek... Pomyślałam, że w tej sytuacji jedyny, kto może mnie z tego wyciągnąć, będzie pies. Wiem, ze wszyscy pomyślą, ze w naszym położeniu, to szaleństwo, ale powinnyśmy żyć normalnie, żeby nie myśleć o ew. końcu naszego pobytu tutaj. Poza tym pies wymaga regularnych spacerów i jedzenia, a tutaj nie ma barier dla wózka, więc będę mogła sama wyjść z nim na dwór.
Odkąd umówiłam się na jego kupno nie mogę przestać o nim myśleć. Nawet imię już wymyśliłam. Będzie się wabił Hope – Nadzieja. To będzie piesek, ale właśnie TAKIE imię jest dla mnie ważne... Mimo małych rozmiarów, (Pudel Toy) myślę, że Hope odegra dużą rolę w moim życiu...

Hope urodził się wraz z dwoma braćmi w Walentynki hodowca przywiezie mi go 1 maja...