No i wróciłem! Trzy dni temu pożegnałem się z rodzicami i poszedłem w świat... Moja pani Wendy zawiozła mnie do nowej pani. Ma na imię Olesia i przemieszcza się na fotelu na kółkach, to się nazywa wózek i ma Mamę podobną do Mamy Wendy. Trochę tęskniłem za domem i nie chciałem jeść, ale trwało to krótko, bo od razu pokochałem Olesię, choć jest zupełnie inna, niż moja poprzednia pani. Jak już pisałem wcześniej, ma inne ręce, ale tak bardzo polubiłem jej pieszczoty, że bardzo często zasypiam na u niej na kolanach. Jest mi tak dobrze, jak bym był z rodzicami i moimi trzema braćmi!
Już na drugi dzień poszliśmy z Olesią na spacer, to znaczy ja jechałem na jej kolanach, zjechaliśmy windą na parter, potem drzwi wyjściowe same się przed nami otworzyły, ale Olesia trzymała mnie dopóki nie dojechaliśmy aż do trawy, a potem opuściła mnie w dół i poszedłem na smyczy. Po załatwieniu psich spraw, wzięła mnie z powrotem na kolana i pojechaliśmy do domu. Zdziwiłem się trochę, bo drzwi nie chciały nas wpuścić, ale Olesia miała w ręce coś, co przyłożyła do ściany, która pisnęła i drzwi usłuchały wpuszczając nas. W domu moja nowa pani nakarmiła mnie bez pomocy Mamy nasypując do miseczki karmę, choć widziałem, że robi to z dużym trudem. Często się bawimy piłeczką i innymi zabawkami. Olesia nawet czasami schodzi do mnie na podłogę, rozmawia ze mną, drapie po brzuszku, ale potem bardzo ciężko jej wrócić na wózek. Uwielbiam spać pod jej nogami, a jeszcze bardziej siedzieć pod wózkiem, ale nie rozumiem, dlaczego mi tego zabrania, mówiąc, że to niebezpieczne. Co prawda już raz jedna z czterech moich rozbrykanych łap przypadkiem trafiła pod koło... Zabolało, a Olesia bardzo się wystraszyła i nawet rozpłakała, ale to się stało w trakcie zabawy i natychmiast jej wybaczyłem i kilka razy liznąłem jej rękę. Teraz oboje jesteśmy ostrożni. Wczoraj poznałem przyjaciela Olesi i Mamy. Ma na imię Alex. W porównaniu do mnie był ogromny, ale chyba to dobry człowiek. Mama wyciągnęła mnie spod wózka, gdzie na wszelki wypadek się schowałem i podała jemu. Podniósł mnie wysoko, chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem mnie przytulił, mówiąc, że jestem ładny i prawie dorosły. Zaimponował mi! Potem majstrował przy wózku Olesi, ale mu pozwoliłem, skoro to przyjaciel...
Potem jechaliśmy autobusem. Mama wątpiła, czy mnie do niego wpuszczą, ale Olesia powiedziała, że na pewno tak, bo czytała, że małym pieskom można jeździć autobusami i metrem, o ile są trzymane w pojemnikach, torbach, albo po prostu na kolanach, a ja przecież grzecznie leżałem na jej kolanach. Kiedy autobus się zatrzymał, coś zapiszczało i wyszła z niego dróżka, po której wjechaliśmy do środka. Kierowca popatrzył na nas i... się uśmiechnął zapraszając na miejsce dla wózka, i pojechaliśmy do parku. Długo biegałem po łące do okola Mojej Olesi, która głośno się smiala. A Mama nagrała video z mojego maratonu.
Już na drugi dzień poszliśmy z Olesią na spacer, to znaczy ja jechałem na jej kolanach, zjechaliśmy windą na parter, potem drzwi wyjściowe same się przed nami otworzyły, ale Olesia trzymała mnie dopóki nie dojechaliśmy aż do trawy, a potem opuściła mnie w dół i poszedłem na smyczy. Po załatwieniu psich spraw, wzięła mnie z powrotem na kolana i pojechaliśmy do domu. Zdziwiłem się trochę, bo drzwi nie chciały nas wpuścić, ale Olesia miała w ręce coś, co przyłożyła do ściany, która pisnęła i drzwi usłuchały wpuszczając nas. W domu moja nowa pani nakarmiła mnie bez pomocy Mamy nasypując do miseczki karmę, choć widziałem, że robi to z dużym trudem. Często się bawimy piłeczką i innymi zabawkami. Olesia nawet czasami schodzi do mnie na podłogę, rozmawia ze mną, drapie po brzuszku, ale potem bardzo ciężko jej wrócić na wózek. Uwielbiam spać pod jej nogami, a jeszcze bardziej siedzieć pod wózkiem, ale nie rozumiem, dlaczego mi tego zabrania, mówiąc, że to niebezpieczne. Co prawda już raz jedna z czterech moich rozbrykanych łap przypadkiem trafiła pod koło... Zabolało, a Olesia bardzo się wystraszyła i nawet rozpłakała, ale to się stało w trakcie zabawy i natychmiast jej wybaczyłem i kilka razy liznąłem jej rękę. Teraz oboje jesteśmy ostrożni. Wczoraj poznałem przyjaciela Olesi i Mamy. Ma na imię Alex. W porównaniu do mnie był ogromny, ale chyba to dobry człowiek. Mama wyciągnęła mnie spod wózka, gdzie na wszelki wypadek się schowałem i podała jemu. Podniósł mnie wysoko, chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem mnie przytulił, mówiąc, że jestem ładny i prawie dorosły. Zaimponował mi! Potem majstrował przy wózku Olesi, ale mu pozwoliłem, skoro to przyjaciel...
Potem jechaliśmy autobusem. Mama wątpiła, czy mnie do niego wpuszczą, ale Olesia powiedziała, że na pewno tak, bo czytała, że małym pieskom można jeździć autobusami i metrem, o ile są trzymane w pojemnikach, torbach, albo po prostu na kolanach, a ja przecież grzecznie leżałem na jej kolanach. Kiedy autobus się zatrzymał, coś zapiszczało i wyszła z niego dróżka, po której wjechaliśmy do środka. Kierowca popatrzył na nas i... się uśmiechnął zapraszając na miejsce dla wózka, i pojechaliśmy do parku. Długo biegałem po łące do okola Mojej Olesi, która głośno się smiala. A Mama nagrała video z mojego maratonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz