W niedzielę rano, na spacerze po moim ulubionym trawniku, zobaczyłem coś... Znajdowało to coś w kilku metrach od nas z Olesią, było srebrne... {szare, Hope, szare... :)} Nie! Srebrne! Jak mój tata! I puszyste, jak ja, ale mniejsze ode mnie. Moja pani powiedziała, że to wiórka... {wiewiórka, Hope! :)} oj, tam, wiórka, czy wiewiórka, nie wielka różnica – małe i puchate, ale i tak nie chciało się przywitać, czmychnęło na najbliższe drzewo, a my poszliśmy do domu. Po południu pojechaliśmy w bardzo dziwne miejsce, gdzie zebrało się wielkie stado ludzi i było bardzo głośno od muzyki. Kilku ludzi stało pośrodku tego stada i pokazywało, jak się przebiera łapami, zupełnie, jak ja, kiedy chce mi się siku. Olesia powiedziała, że to była lekcja salsy. Nie rozumiem, po co tego uczyć? Moje łapy same to robią! A jeszcze powiedziała, że w Polsce na takich imprezach ''wzbudzała sensację'', [co to znaczy, też nie rozumiem] a tutaj ludzie zwracali uwagę na mnie, [niektórym nawet podałem łapę na powitanie, bo jestem słodki.] i uśmiechali się do niej, a ten, który uczył przebierania łapami, podszedł i powiedział, że podoba mu się, jak się rusza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz