Długo nie pisaliśmy, ale sporo się wydarzyło... Przez dwa tygodnie musiałem chodzić na spacery z Mamą. Na początku nie rozumiałem, dlaczego, ale teraz już wiem, że Olesia była chora. A być chorym oznacza kichać i kasłać. Na szczęście teraz już jest dobrze, bo to żadna frajda rozstawać się z Moją Panią, choć by na chwilę. Nie znoszę tego! Za kilka dni będę miał 4 miesiące, a już dużo umiem... Olesia nauczyła mnie takich komend jak: siad, (to znaczy tylnie łapy zgięte, przednie wyprostowane), down czyt. daun - (tylnie łapy pod siebie, (rozjeżdżają mi się) przednie wyciągnięte przed siebie) up czyt. ap – (wstać na tylnie łapy i zrobić kilka kroków), potrafię też na komendę wskoczyć na niską półkę a stamtąd na kolana Olesi. Oczywiście za każdą sztuczkę dostaję jakiś psi smakołyk. Dostaję smakołyk, kiedy przybiegam na jej zawołanie. Coraz lepiej też biegnę na smyczy przy lewym kole wózka Mojej Pani.
Kilka dni temu przyjechała moja była pani i zabrała mnie na strzeżenie, a kiedy wróciłem, Olesia i jej Mama z trudem mnie rozpoznały, ale spodobała im się moja nowa fryzura. Głowę, i tułów mam obcięte na krótko, sierść na łapach wygląda, jak bym był w długich spodniach, a ogon jest nietknięty. Czyż nie wyglądam elegancko?
Dziś byliśmy na szczepieniu. W poczekalni zobaczyłem dużo różnych psów i dwa koty. Te ostatnie chyba bardzo zle się czuły, bo nie chciały z nikim się witać. Psy rozmawiały ze sobą o życiu, o tym jakie miejsce jest najlepsze do biegania, a które należy omijać szerokim łukiem, bo atakują kojoty. Ja z reguly jestem nieśmiały, więc obserwowałem wszystkich siedząc na kolanach Olesi. Potem zawołał nas weterynarz. Do gabinetu wjechaliśmy razem z Olesią, Mama została w poczekalni. Weterynarz ostrożnie wziął mnie i postawił na stole. Natychmiast usiadłem, tak, na wszelki wypadek... bo Olesia patrzyła nam na łapy. Potem zapytał Moją Panią, czy mam na imię Hope, wyjął jakąś kartkę i coś napisał, następnie mnie zważył. Okazało się, że ważę aż półtora kilograma! Wyobrażacie sobie?! Potem weterynarz sprawdził mi zęby, oczy i zajrzał do każdego ucha, pomacał głowę, żebra, plecy i brzuch, i coś dopisał na kartce, po czym coś psiknął mi w nos i dał smakołyk, a kiedy go jadłem zrobił mi zastrzyk. Powiedział, że jestem zdrowy i że po szczepieniu mogę zasnąć, ale ja byłem pełen energii, jak zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz