piątek, 29 czerwca 2012

PSI LIST

Dziś dostałem... Prawdziwy list! Aż z Seattle w Stanie Waszyngton USA! Olesia, przy pomocy Alexa zamówiła o tu http://www.luckypet.com/ dla mnie specjalny srebrny medalik z moim i Jej [jako właścicielki] imieniem, i nazwiskiem oraz naszym adresem. Jeśli się zgubię, będzie łatwiej mnie zwrócić Olesi. Ale ona mówi, że to bardzo źle, być zaginionym. 

Fajny mam medalik?

poniedziałek, 25 czerwca 2012

ŻÓŁWIK, CZYLI PODAJ ŁAPĘ

Przedwczoraj nauczyłam Hope podawać łapę! Próbowałam przedtem, ale nam nie wychodziło. Wczoraj przeczytałam, jak to zrobić na rosyjskojęzycznej stronie internetowej dot. szkoleń psów. Wyglądało to tak; zeszłam z wózka na podłogę, żeby być na jednym poziomie z Hope'em, usiadłam po turecku, a maluch był natychmiast przy mnie [lubi, kiedy jestem z nim na podłodze]. Wyciągnęłam ze specjalnej torebki, którą przyczepiam do paska spodni na czas treningów, smakołyk w kształcie serduszka i zacisnęłam w prawej, bardziej spastycznej dłoni. Powiedziałam ''siad'' i Hope zaraz usiadł, ale... tylko na sekundę. Potem kładł się, i chodził dookoła mnie, próbując nosem otworzyć moją dłoń itp. więc powtórzyłam komendę: ''siad'' kiedy usiadł i uspokoił się, powiedziałam: ''daj łapę'', trzymając pięść na poziomie barków szczeniaka, znów zaczął operować nosem, ale po kilku: ''daj łapę'', nieśmiało uniósł łapę i dotknął mojej pięści. Natychmiast musiałam choć trochę rozprostować zaciśnięte palce, dać mu smakołyk. Powtórzyliśmy tę komendę kilka razy. Wczoraj połączyłam aż trzy komendy: Siad + podaj łapę + down. Hope wszystko to wykonał bezbłędnie!

Moja zaciśnięta dłoń [żółwik] na poziomie barków Hope'a i dotknięcie [przybicie piątki] jego łapy, co może być piękniejszego?!

NASZE RÓŻNOŚCI

Sam się zapakuję ;]
Suszymy się
Pierwsze ''coś grubszego'' zebrane własnoręcznie, eee, własnonożnie!

wtorek, 19 czerwca 2012

SAMODZIELNOŚĆ

Wczoraj zebrałam po raz pierwszy  samodzielnie ''coś grubszego'' Hope'a na spacerze!!! Przedtem, jeśli załatwił się kiedy byłam z nim sama na zewnątrz, wołałam Mamę przez okno [mieszkamy na drugim piętrze] żeby zeszła i zebrała. Ale wczoraj i dziś zrobiłam to sama. Wyglądało to tak:
Narzuciłam pętlę [nowo kupionej, nieco dłuższej] smyczy na słupek ogrodzenia koło domu i zaczęłam zbierać... Rękoma zebrać nie mogę nic, ponieważ, kiedy wyjeżdżam na dwór, jestem przypięta do wózka, więc się nie schylę, ale rozpracowuję inny sposób. Położyłam woreczek foliowy bardzo blisko tego grubszego tak, żeby brzeg worka był na ziemi i... wepchnęłam to czubkiem buta do środka. Udało mi się!!! Jestem z siebie bardzo dumna!!!!!!

PRZYWIĄZANIE

Wczoraj kupiłyśmy dla Hope'a coś wyjątkowo smacznego. Bardzo twarde psie paluszki z mięsnym nadzieniem. Tak bardzo mu zasmakowały, że przez kilkanaście minut nie mógł się od nich oderwać. A ja postanowiłam sprawdzić jego reakcje na chwilę swojej nieobecności, wyjeżdżając z mieszkania na korytarz. Zdążyłam tylko przejechać przez próg, Hope natychmiast zostawił najsmaczniejszy kąsek, jaki jadł do tej pory i rzucił się za mną w pościg. Innym razem zjechałam na dół, sprawdzić skrzynkę pocztową, w mieszkaniu była Mama. Kiedy wróciłam, powiedziała, że Hope bardzo skomlał i nie dał się uspokoić nawet smakołykiem. To wielkie przywiązanie, czy wielka chęć kontroli? Chyba i to, i to.


TANIEC

14 czerwca Hope skończył 4 miesiące. W tym dniu zaczęłam go uczyć tańca. W lot chwyta o co mi chodzi, ale musimy ciągle powtarzać. Wygląda to tak: Włączam tą samą melodię i siedząc na wózku schylam się tak, by dłoń z lekko zaciśniętym w niej smakołykiem była na poziomie jego mordki i zaczynam w takt muzyki przemieszczać rękę w raz w jedną, raz w drugą stronę, tak, by Hope zrobił tylko trzy kroki. Dzisiaj i wczoraj kilka razy wystarczyło, żebym bujała się w prawo/lewo, a on robił te trzy kroki. Czekają nas trudniejsze figury; chodzenie na tylnich łapkach [to już Hope potrafi doskonale] w takt muzyki, chodzenie ''na siebie'' w przód i w tył, obroty itd. Na razie jednak musimy opanować Krok Podstawowy. Po każdej dobrze wykonanej serii kroków daję mu malutką kostkę ulubionego smakołyku i mówię, że jest DOOOBRYYY!

czwartek, 14 czerwca 2012

Szczenięce szczęście

Po polowaniu ;]
Na pierwszym dużym spacerze
Karma Hope'a
''Pieluchy'', których używał Hope na początku.
Wreszcie mój!

Wierny stróż moich snów

wtorek, 12 czerwca 2012

SATYSFAKCJA

Do niedawna marzyłam o psie asystencie. W rachubę wchodził tylko Golden Retriever. Zrobiłam sobie wtedy tabelkę plusów i minusów posiadania od razu wyszkolonego psa w porównaniu do zakupu szczeniaka:

PLUSY:
1. Kiedy zostanę bez Mamy, wyszkolony Golden Retriever będzie bardzo pomocny.
2. Jako pies asystent będzie wszędzie wpuszczany razem ze mną.
3. Będzie miał dobrą renomę fundacji, która szkoli takie psy w British Columbia. Jak samochód dobrej marki.

MINUSY:

1. Znajoma mówiła, że fundacja od czasu do czasu sprawdza, jak jest utrzymywany pies. Jeśli czegoś mu brakuje, to może go odebrać, bo jest on ich własnością.
2. Kiedy dochodzi do spotkania zapoznawczego z psem, to [prawdopodobnie, ale nie jestem pewna,] ma już on rok, półtora. A ja uważam, ze łatwiej wychować każdą rasę od szczeniaka.
3. Nie wiem według jakich zasad oni oceniają, czy pies do mnie pasuje, bo przecież musi on, tak jak nie znajomy człowiek ''osłuchać się'' z moją mową, żeby mnie rozumieć. Tu + dla szczeniaka, którego sama też mogę czegoś nauczyć.
4. Cena szkolenia jest prawie taka jak szczeniaka Golden Retrievera - od 400 do 500 dol. [ale są i po 700.]
5. Jeśli nas deportują, to psa z fundacji na pewno już mi odbiorą. O kupionego mogę walczyć.
6. Aby otrzymać wyszkolonego Goldena trzeba mieć obywatelstwo kanadyjskie.

Kiedy dowiedziałam się, że manager naszego domu wymaga, aby większe psy miały certyfikat specjalnego szkolenia, albo były tzw. torebkowe, zaczęłam szukać psa małej rasy. Dowiedziałam się, że w Kanadyjczycy lubują się w krzyżówkach małych ras z Miniaturowym i Toy Pudlem, krzyżówki te w Polsce i w Europie są mało znane. Obejrzałam więc setki ślicznych maluchów; Maltipoo, Cavapoo i innych http://riversidepuppies.biz/ , jednak wolałam mieć jedną ''czystą'' rasę, bo łatwiej jest opanować wychowanie, kiedy wiesz [z książek] czego możesz się po niej spodziewać i od niej wymagać. No i trafiłam na ogłoszenie o sprzedaży szczeniaków Srebrnego Toy Pudla. I tak pojawił się w naszym z Mamą życiu Hope.
Ani trochę nie żałuję, że Hope to Pudel, a nie Golden, bo mam ogromną satysfakcję zdobywając doświadczenia w jego wychowaniu i kiedy widzę nasze wspólne postępy.
Przez pierwsze kilka tygodni musiałam mieć oczy dookoła głowy. Żeby nic nie gryzł [oprócz swoich zabawek], żeby widzieć, gdzie się załatwił i natychmiast posprzątać, żeby nie podchodził pod wózek, bo to bardzo dla niego niebezpieczne.
Staram się wszystko kontrolować, obserwuję jego zachowania i reakcje, szukam jak najwięcej informacji o tej rasie w internecie. Karmię go trzy razy dziennie, jeśli nie chce jeść, to miska z jedzeniem odlatuje. Rano i wieczorem wychodzę z nim na smyczy, w południe wychodzimy razem z Mamą, która pomaga mi odpiąć smycz i puścić go, żeby się wybiegał i wyszalał koło domu. Uwielbiam patrzeć w ciemno orzechowe z brązowymi obwódkami i czarnymi długimi rzęsami, mądre oczęta.

''FFFE''! CZYLI NIE WOLNO

To bardzo dziwne, ale kiedy robię coś, co lubię, Olesi się to nie podoba i mówi ''FFFE'', to znaczy niewolno!
Kiedy załatwię się gdzie indziej poza jednym kątem w pokoju Olesi, jest FFFE!
Kiedy chcę tylko powąchać miski z jedzeniem Linki, (o niej później.) które tak smacznie pachną i kiedy ją gonię, bo chcę się bawić, jest o dziwo, też FFFE!
Kiedy wezmę do zębów (szczególnie na spacerze) cokolwiek innego, niż własna zabawka albo własne jedzenie, jest FFFE!
Kiedy wyrywam kwiatki z klombu koło domu jest FFFE! Ale nic nie poradzę, że rosną akurat tam, gdzie ja biegam i aż się proszą do zębów!
Kiedy wyję i szczekam z tęsknoty za Olesią, zamknięty sam w pokoju, jest FFFE! Nie lubię wyć, ale nie moge się powstrzymać, dołuje mnie samotność, a poza tym, jeśli wycie jest FFFE, to po co mnie zamykać? Nie rozumiem tego! Zdecydowanie za dużo jest tych Fffe!



Po przerwie

Długo nie pisaliśmy, ale sporo się wydarzyło... Przez dwa tygodnie musiałem chodzić na spacery z Mamą. Na początku nie rozumiałem, dlaczego, ale teraz już wiem, że Olesia była chora. A być chorym oznacza kichać i kasłać. Na szczęście teraz już jest dobrze, bo to żadna frajda rozstawać się z Moją Panią, choć by na chwilę. Nie znoszę tego! Za kilka dni będę miał 4 miesiące, a już dużo umiem... Olesia nauczyła mnie takich komend jak: siad, (to znaczy tylnie łapy zgięte, przednie wyprostowane), down czyt. daun - (tylnie łapy pod siebie, (rozjeżdżają mi się) przednie wyciągnięte przed siebie) up czyt. ap – (wstać na tylnie łapy i zrobić kilka kroków), potrafię też na komendę wskoczyć na niską półkę a stamtąd na kolana Olesi. Oczywiście za każdą sztuczkę dostaję jakiś psi smakołyk. Dostaję smakołyk, kiedy przybiegam na jej zawołanie. Coraz lepiej też biegnę na smyczy przy lewym kole wózka Mojej Pani.
Kilka dni temu przyjechała moja była pani i zabrała mnie na strzeżenie, a kiedy wróciłem, Olesia i jej Mama z trudem mnie rozpoznały, ale spodobała im się moja nowa fryzura. Głowę, i tułów mam obcięte na krótko, sierść na łapach wygląda, jak bym był w długich spodniach, a ogon jest nietknięty. Czyż nie wyglądam elegancko?
Dziś byliśmy na szczepieniu. W poczekalni zobaczyłem dużo różnych psów i dwa koty. Te ostatnie chyba bardzo zle się czuły, bo nie chciały z nikim się witać. Psy rozmawiały ze sobą o życiu, o tym jakie miejsce jest najlepsze do biegania, a które należy omijać szerokim łukiem, bo atakują kojoty. Ja z reguly jestem nieśmiały, więc obserwowałem wszystkich siedząc na kolanach Olesi. Potem zawołał nas weterynarz. Do gabinetu wjechaliśmy razem z Olesią, Mama została w poczekalni. Weterynarz ostrożnie wziął mnie i postawił na stole. Natychmiast usiadłem, tak, na wszelki wypadek... bo Olesia patrzyła nam na łapy. Potem zapytał Moją Panią, czy mam na imię Hope, wyjął jakąś kartkę i coś napisał, następnie mnie zważył. Okazało się, że ważę aż półtora kilograma! Wyobrażacie sobie?! Potem weterynarz sprawdził mi zęby, oczy i zajrzał do każdego ucha, pomacał głowę, żebra, plecy i brzuch, i coś dopisał na kartce, po czym coś psiknął mi w nos i dał smakołyk, a kiedy go jadłem zrobił mi zastrzyk. Powiedział, że jestem zdrowy i że po szczepieniu mogę zasnąć, ale ja byłem pełen energii, jak zawsze.