Dziś jechałem po raz pierwszy metrem. Jeszcze to się nazywa Sky Train. To taki autobus, tylko baaardzo długi i bez kierowcy. Byłem oczywiście na kolanach Olesi, a obok była Mama. Potem pojechaliśmy do jakiegoś domu, które się nazywa Biuro Pośrednictwa Pracy, gdzie moje panie rozmawiały z podobną do mnie, bo czarną kobietą. Po rozmowie obie były zadowolone i Olesia powiedziała Mamie, że się cieszy, bo rozumiała 90% z tego, co mówiła kobieta. Ja nie wiem, ile to jest 90% i po co ona szuka jakiejś takiej pracy, skoro ma mnie!? Stamtąd poszliśmy domu, który Mama nazwala bankiem i znowu wątpiła, czy mnie wpuszczą, ale bez problemu wpuścili. W banku jakiś pan dał Mamie kilka zielonych papierków. Ciekawe, jak smakują...
czwartek, 17 maja 2012
środa, 16 maja 2012
NAUKA
WITAJCIE
Do tego, co napisał Hope, mogę dodać tylko, że większość ludzi powinna uczyć się miłości, tolerancji i wybaczania od takiego malutkiego stworzenia, a przecież jego NIKT tego nie uczył! Pokochał mnie bezwarunkowo, akceptuje mnie taką, jaka jestem. Cierpliwie znosi moją bardzo nieudolną troskę. Kiedy stawiam miskę Hope'a na podłogę, ciągle rozsypuje mi się karma, potem chodzi i zbiera. Jest nauczony załatwiać się na specjalne samoprzylepne serwetki, kilka z których dostaliśmy w wyprawce, [w opakowaniu wyglądają, jak pampersy] rozłożyłyśmy na podłodze w moim pokoju i on wie, że może to robić tylko tam, ale wypadki twardszej roboty pomiędzy serwetkami, często jeszcze mu się zdarzają. Sprzątam po nim papierowymi ręcznikami, które trzymam w palcach lewej, najsprawniejszej stopy. Na szczęście [i nieszczęście] nie robi tego twardszego na dworze, ale niedługo będę musiała wraz z nim brać ze sobą specjalne urządzenie dla czystości, bo nie dam rady zebrać tego woreczkiem siedząc na wózku, a tu obowiązuje czystość wszystkich właścicieli psów. Przyda się wtedy trzecia ręka... Brak barier architektonicznych NIESAMOWICIE UŁATWIAJĄ ŻYCIE nam obojgu! Uczymy się siebie nawzajem. Hope wydaje się taki kruchy, że boję się zrobić mu krzywdę moimi spastycznymi rękami, ale działa na mnie rozluźniająco. Gdy go głaskam prostują mi się palce, schylanie się z miską, zejścia z wózka na podłogę i spacery też mnie usprawniają. W mieszkaniu nie odstępuje mnie na krok, ignorując polecenia Mamy, choć to Ona mu zakłada specjalne szelki ze smyczą, daje wodę [ja rozleję.] czesze go, głaska i czasami chodzi razem z nami na spacer. Hope więc daje mi o wiele więcej, niż ja jemu!
Do tego, co napisał Hope, mogę dodać tylko, że większość ludzi powinna uczyć się miłości, tolerancji i wybaczania od takiego malutkiego stworzenia, a przecież jego NIKT tego nie uczył! Pokochał mnie bezwarunkowo, akceptuje mnie taką, jaka jestem. Cierpliwie znosi moją bardzo nieudolną troskę. Kiedy stawiam miskę Hope'a na podłogę, ciągle rozsypuje mi się karma, potem chodzi i zbiera. Jest nauczony załatwiać się na specjalne samoprzylepne serwetki, kilka z których dostaliśmy w wyprawce, [w opakowaniu wyglądają, jak pampersy] rozłożyłyśmy na podłodze w moim pokoju i on wie, że może to robić tylko tam, ale wypadki twardszej roboty pomiędzy serwetkami, często jeszcze mu się zdarzają. Sprzątam po nim papierowymi ręcznikami, które trzymam w palcach lewej, najsprawniejszej stopy. Na szczęście [i nieszczęście] nie robi tego twardszego na dworze, ale niedługo będę musiała wraz z nim brać ze sobą specjalne urządzenie dla czystości, bo nie dam rady zebrać tego woreczkiem siedząc na wózku, a tu obowiązuje czystość wszystkich właścicieli psów. Przyda się wtedy trzecia ręka... Brak barier architektonicznych NIESAMOWICIE UŁATWIAJĄ ŻYCIE nam obojgu! Uczymy się siebie nawzajem. Hope wydaje się taki kruchy, że boję się zrobić mu krzywdę moimi spastycznymi rękami, ale działa na mnie rozluźniająco. Gdy go głaskam prostują mi się palce, schylanie się z miską, zejścia z wózka na podłogę i spacery też mnie usprawniają. W mieszkaniu nie odstępuje mnie na krok, ignorując polecenia Mamy, choć to Ona mu zakłada specjalne szelki ze smyczą, daje wodę [ja rozleję.] czesze go, głaska i czasami chodzi razem z nami na spacer. Hope więc daje mi o wiele więcej, niż ja jemu!
wtorek, 15 maja 2012
POWRÓT
No i wróciłem! Trzy dni temu pożegnałem się z rodzicami i poszedłem w świat... Moja pani Wendy zawiozła mnie do nowej pani. Ma na imię Olesia i przemieszcza się na fotelu na kółkach, to się nazywa wózek i ma Mamę podobną do Mamy Wendy. Trochę tęskniłem za domem i nie chciałem jeść, ale trwało to krótko, bo od razu pokochałem Olesię, choć jest zupełnie inna, niż moja poprzednia pani. Jak już pisałem wcześniej, ma inne ręce, ale tak bardzo polubiłem jej pieszczoty, że bardzo często zasypiam na u niej na kolanach. Jest mi tak dobrze, jak bym był z rodzicami i moimi trzema braćmi!
Już na drugi dzień poszliśmy z Olesią na spacer, to znaczy ja jechałem na jej kolanach, zjechaliśmy windą na parter, potem drzwi wyjściowe same się przed nami otworzyły, ale Olesia trzymała mnie dopóki nie dojechaliśmy aż do trawy, a potem opuściła mnie w dół i poszedłem na smyczy. Po załatwieniu psich spraw, wzięła mnie z powrotem na kolana i pojechaliśmy do domu. Zdziwiłem się trochę, bo drzwi nie chciały nas wpuścić, ale Olesia miała w ręce coś, co przyłożyła do ściany, która pisnęła i drzwi usłuchały wpuszczając nas. W domu moja nowa pani nakarmiła mnie bez pomocy Mamy nasypując do miseczki karmę, choć widziałem, że robi to z dużym trudem. Często się bawimy piłeczką i innymi zabawkami. Olesia nawet czasami schodzi do mnie na podłogę, rozmawia ze mną, drapie po brzuszku, ale potem bardzo ciężko jej wrócić na wózek. Uwielbiam spać pod jej nogami, a jeszcze bardziej siedzieć pod wózkiem, ale nie rozumiem, dlaczego mi tego zabrania, mówiąc, że to niebezpieczne. Co prawda już raz jedna z czterech moich rozbrykanych łap przypadkiem trafiła pod koło... Zabolało, a Olesia bardzo się wystraszyła i nawet rozpłakała, ale to się stało w trakcie zabawy i natychmiast jej wybaczyłem i kilka razy liznąłem jej rękę. Teraz oboje jesteśmy ostrożni. Wczoraj poznałem przyjaciela Olesi i Mamy. Ma na imię Alex. W porównaniu do mnie był ogromny, ale chyba to dobry człowiek. Mama wyciągnęła mnie spod wózka, gdzie na wszelki wypadek się schowałem i podała jemu. Podniósł mnie wysoko, chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem mnie przytulił, mówiąc, że jestem ładny i prawie dorosły. Zaimponował mi! Potem majstrował przy wózku Olesi, ale mu pozwoliłem, skoro to przyjaciel...
Potem jechaliśmy autobusem. Mama wątpiła, czy mnie do niego wpuszczą, ale Olesia powiedziała, że na pewno tak, bo czytała, że małym pieskom można jeździć autobusami i metrem, o ile są trzymane w pojemnikach, torbach, albo po prostu na kolanach, a ja przecież grzecznie leżałem na jej kolanach. Kiedy autobus się zatrzymał, coś zapiszczało i wyszła z niego dróżka, po której wjechaliśmy do środka. Kierowca popatrzył na nas i... się uśmiechnął zapraszając na miejsce dla wózka, i pojechaliśmy do parku. Długo biegałem po łące do okola Mojej Olesi, która głośno się smiala. A Mama nagrała video z mojego maratonu.
Już na drugi dzień poszliśmy z Olesią na spacer, to znaczy ja jechałem na jej kolanach, zjechaliśmy windą na parter, potem drzwi wyjściowe same się przed nami otworzyły, ale Olesia trzymała mnie dopóki nie dojechaliśmy aż do trawy, a potem opuściła mnie w dół i poszedłem na smyczy. Po załatwieniu psich spraw, wzięła mnie z powrotem na kolana i pojechaliśmy do domu. Zdziwiłem się trochę, bo drzwi nie chciały nas wpuścić, ale Olesia miała w ręce coś, co przyłożyła do ściany, która pisnęła i drzwi usłuchały wpuszczając nas. W domu moja nowa pani nakarmiła mnie bez pomocy Mamy nasypując do miseczki karmę, choć widziałem, że robi to z dużym trudem. Często się bawimy piłeczką i innymi zabawkami. Olesia nawet czasami schodzi do mnie na podłogę, rozmawia ze mną, drapie po brzuszku, ale potem bardzo ciężko jej wrócić na wózek. Uwielbiam spać pod jej nogami, a jeszcze bardziej siedzieć pod wózkiem, ale nie rozumiem, dlaczego mi tego zabrania, mówiąc, że to niebezpieczne. Co prawda już raz jedna z czterech moich rozbrykanych łap przypadkiem trafiła pod koło... Zabolało, a Olesia bardzo się wystraszyła i nawet rozpłakała, ale to się stało w trakcie zabawy i natychmiast jej wybaczyłem i kilka razy liznąłem jej rękę. Teraz oboje jesteśmy ostrożni. Wczoraj poznałem przyjaciela Olesi i Mamy. Ma na imię Alex. W porównaniu do mnie był ogromny, ale chyba to dobry człowiek. Mama wyciągnęła mnie spod wózka, gdzie na wszelki wypadek się schowałem i podała jemu. Podniósł mnie wysoko, chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a potem mnie przytulił, mówiąc, że jestem ładny i prawie dorosły. Zaimponował mi! Potem majstrował przy wózku Olesi, ale mu pozwoliłem, skoro to przyjaciel...
Potem jechaliśmy autobusem. Mama wątpiła, czy mnie do niego wpuszczą, ale Olesia powiedziała, że na pewno tak, bo czytała, że małym pieskom można jeździć autobusami i metrem, o ile są trzymane w pojemnikach, torbach, albo po prostu na kolanach, a ja przecież grzecznie leżałem na jej kolanach. Kiedy autobus się zatrzymał, coś zapiszczało i wyszła z niego dróżka, po której wjechaliśmy do środka. Kierowca popatrzył na nas i... się uśmiechnął zapraszając na miejsce dla wózka, i pojechaliśmy do parku. Długo biegałem po łące do okola Mojej Olesi, która głośno się smiala. A Mama nagrała video z mojego maratonu.
sobota, 5 maja 2012
TO JA, HOPE
Cześć! Mam na imię Hope, to znaczy nadzieja. Nie wiem, dlaczego mam takie imię, ale moje panie i mój tata mówią, że niedługo się dowiem.
Niedawno byliśmy, prawie całą rodziną (tylko bez mamy) w bardzo ciekawym miejscu. Jechaliśmy samochodem, a potem młodsza pani niosła na rękach mnie, a starsza mojego tatę. Kiedy dotarliśmy do dużego domu, od razu wylądowałem na kolanach kobiety siedzący na jakimś dziwnym krześle, które się poruszało. Miała inne ręce, niż moje panie, ale było bardzo przyjemnie, gdy mnie głaskała. Potem wszyscy poszliśmy do pokoju z gazetami na podłodze i dwiema miseczkami. W innym pokoju położono mnie na jakieś okrągłe posłanko, było miękkie i takie wygodne, że aż zamerdałem ogonem z wrażenia. O czymś rozmawiali, a ja poszedłem obwąchać to i owo, ale niechcący zostawiłem ślad, moja młodsza pani od razu mnie złapała na ręce. Ale najstarsza z całego towarzystwa (chyba to jest mama kobiety na ruchomym krześle) powiedziała, że to normalne, bo jestem jeszcze mały. Wzięła mnie w swoje ciepłe ręce i powiedziała, że jestem kruchy.
Potem znów posadzono mnie na kolana tej drugiej. Głaskała mnie i mówiła moje imię. Ciekawe, skąd je znała? Mój tata patrzył na nią uważnie i trochę nieufnie, ale ja nawet nie pisnąłem, bo czułem, że muszę się przyzwyczaić... Wróciliśmy do domu, gdzie ja opowiedziałem wszystko mamie, a ona liznęła mnie w nos i wyszeptała:
- Bądź dla nich Nadzieją, synku!
Subskrybuj:
Posty (Atom)