Bardzo długo nie pisaliśmy, ale
nadrobimy to krótkim, ale treściwym postem. A więc pojutrze, 14
lutego, będę miał urodziny. Stuknie mi... dacie wiarę? Rok! Taki
jestem dorosły! Mama Olesi mówi, że w przeliczeniu na ludzki wiek,
będę miał już siedem lat. Nie wiem, czy to dużo, czy mało, ale
od dawna sikam stojąc na trzech łapach, a to znaczy, że nie jestem
już szczeniakiem, choć Olesia i jej mama nadal mnie tak traktują,
i rozpieszczają. Ale co ja na to poradzę, że jestem najmłodszy w
rodzinie?! Zapytacie, jak to najmłodszy? A, no mieszka z nami
jeszcze kotka Lina. Pochodzi z Polski, a ja, jak wiecie, jestem
Kanadyjczykiem i może dlatego, bezskutecznie próbuję się z nią
zaprzyjaźnić. Chciałbym się z nią tylko bawić, ale ona
odpowiada, że nie zniży się do mojego poziomu, bo ma ponad pięć
lat i woli polować na własny ogon, niż pobawić się ze mną w
berka. Sąsiedzki kot z kolei, udaje, że mnie nie zauważa, a
starszy pies z góry nie ma już siły biegać. Pozostają mi więc
zabawy i szaleństwa z Olesią i jej mamą, kiedy mają czas. A z tym
czasem u Olesi jest krucho, bo jak jest w domu, to ciągle coś
pisze, albo projektuje sukienki na komputerze, albo [dwa razy w
tygodniu] wyjeżdża na treningi tańca, strasznie tęsknię wtedy;
piszczę, szukam jej w całym mieszkaniu, nie chcę jeść nawet
ulubionych przysmaków – nie znoszę, gdy wychodzi beze mnie! Ale
ogólnie jestem radosnym i szczęśliwym psem. Śpię z Olesią w
jednym łóżku, lubię siedzieć na kolanach moich obu pań,
uwielbiam pieszczoty, bieganie za ociekającą Liną i kopanie dołków
na dworze. Do niedawna Olesia dawała mi dwa razy dziennie karmę
wymieszaną ze specjalnym mięsem dla psów i różne smakołyki,
które kupuje w pobliskim sklepie Tisol. Teraz dostaję karmę z
mięsem raz dziennie, bo nie potrzebuję więcej. Zresztą od zawsze
mało jem, co jest podobno jej utrapieniem. A moja Olesia staje się
coraz bardziej niezależna. Rano, kiedy ją budzę, już nie woła
mamę, żeby jej pomogła przesiąść się na wózek, tylko siada w
łóżku, chwyta się słupa, [który zamontował jakiś ciekawie
pachnący człowiek] na chwilę wstaje i sama siada na wózek.
Oczywiście jestem tuż obok i pilnuję, żeby się nie przewróciła,
bo to jest mój psi obowiązek! Rehabilituję, relaksuję i pomagam
jej, jak tylko mogę. To dzięki mnie ostatnio udało się jej zapiąć
suwak kurtki, bo ręce stają się bardziej posłuszne. No, dobrze,
będę sprawiedliwy. To nie tylko moja zasługa. Andy tez działa. To
trener i partner taneczny Olesi. Poznałem go w dzień jej urodzin.
Przywitał się ze mną z takim szacunkiem i miłością, jak bym był
dużym psem. Instynktownie poczułem, że muszę być wyjątkowo
grzeczny, bo to dobry człowiek. Ostatnio Olesia z Andy'm zdobyła
dwa medale na turnieju tanecznym. Jestem z niej dumny! Ona kocha
taniec tak samo jak mnie! Mówi, że to najlepsza rehabilitacja, a w
połączeniu z dogoterapią, efekt jest niesamowity! Chciałbym
kiedyś zobaczyć, jak tańczy. Wpuszczają psy na turnieje? Ale ja
też sporo potrafię zrobić na komendę: daję łapę, skaczę przez
nogi Olesi, chodzę na tylnich łapach kładę się, pełzam, turlam
się, obracam się dookoła, wskakuję na krzesło lub na kolana...